wtorek, 30 sierpnia 2011

dzień czternasty (27.08)

Trasa Baborów-Kraków (200 km)


dzień dwunasty/trzynasty (25.08/26.08)

Trasa Lazise-Treviso-Wiedeń-Bruntal-Baborów - (1011 km)

Kierunek dom, wyjazd godz. 9:00














Godzina 14:00 przerwa na obiad miasteczko Villanova
Austria - tankowanie i kawka


26.08
Wiedeń – dwa tankowania i szybka kolacja
wschód słońca - już w Polsce
Godzina 6:30 DOM! Czas na spanie po 20 godzinach jazdy!

dzień jedenasty (24.08)

Trasa Antignano-Piza-Lazise - (339 km)

Wyjazd godzina 8:00 - PIZA godzina 9:00
Pogadanka ze spotkanymi motocyklistami z Polski. (Dziękujemy za wskazówki dojazdu nad jezioro;))
17:30 jazda po okolicznych wioskach wokół jeziora Lago di Garda - największe i najczystsze jezioro we Włoszech.
W Lazise - jak się to mawia w „szczerych polach” spotkaliśmy Polaka, który pracował u swojego wujka. Częstując nas grappą załatwił kawałek wolnego miejsca przy winnicy, na rozbicie namiotu.

dzień dziesiąty (23.08)

Trasa z Antignano do centrum Livorno na małe zakupy - (41 km)
..i wypoczynek nad morzem

pobudka jak zwykle rano, tym razem godz. 6:48

mega kanapka - drugie śniadanie
zmiana plaży - (full loaded)
zostajemy w Antignano przystań „Viale Amerigo Vespucci”

dzień dziewiąty (22.08)

Trasa Cecina-Antignano(Livorno) - (115 km)

Pobudka godz. 7:00. Oddanie skutera do mechanika, dwugodzinne oczekiwanie, 35 euro i w drogę!
Godzina 9:00, 32 stopnie. Wyjazd w stronę Livorno. Kamienista plaża w Antignano.
...i tu nocleg nad morzem wśród kamperów.

dzień ósmy (21.08)

Trasa Volterra-Cecina - (44 km)

Wyjazd nad ranem w stronę toskańskich plaż, tym razem nad morzem Tyrreńskim. Jedziemy, jedziemy a tu mała awaria. Musieliśmy się zatrzymać 15km od Ceciny i ogarnąć sprawę. Caldo! Zero cienia, a my stoimy przy drodze.



Zatrzymał się radiowóz i mili panowie poinformowali nas, że dla mechanika to nie problem… ale problem w tym, że jest niedziela 9 rano.
Zaproponowali zadzwonienie po lawetę – za co podziękowałem i powiedziałem, że jakoś to może sami naprawimy. Następnie zatrzymała się włoska para jadąca na czarnym intruderze. Facet zabrał mnie ze sobą w poszukiwaniu mechanika, ale jak sam podejrzewał, w niedzielę nie ma szans.Popchaliśmy sprzęta paręset metrów pod daszek i działamy.
Zdziałaliśmy na tyle, że daliśmy radę cudem dojechać do Ceciny – miejsca, gdzie rzekomo na każdym rogu znajdziemy mechanika. Ale nie teraz. Nie w niedzielę;)
Przypięliśmy moto przy stacji benzynowej, a sami wykąpaliśmy się za nią, wykorzystując do tego kran i kawałek rury. Zakupy, zwiedzanie miasta oraz szukanie miejsca na nocleg.
Tym razem okazało się nim pole słoneczników.

dzień siódmy (20.08)

Trasa Brisighella-Florencja-Siena-Volterra - (241 km)

Pobudka 6:30. Ciężko było nam zostawiać gospodarstwo i
opcję noclegu w Brisighelli, ale nadszedł czas na kolejne miasteczka.
13:30 Florencja (sytuacja podobna do tej w Wenecji – caldo!)
17:00 przejazd przez Sienę i jazda w stronę morza, kierunek Cecina.
'The Ring' autorstwa Mauro Staccioli, nieopodal Volterry

Zatrzymujemy się jednak na gospodarstwie agroturystycznym niedaleko Volterry. Jak w przypadku Brisighelli urzekł nas krajobraz mijanego miejsca. Właściciel stwierdził jak na nasze szczęście, że nie ma wolnego miejsca w domu, ale jeśli mamy ze sobą namiot, możemy go rozbić na terenie posiadłości (zaznaczając jednak ,że za korzystanie z basenu 10 euro:)

dzień szósty (19.08)

Trasa: centrum miasteczka Brisighella - 10 km

Słodkie lenistwo i wypad na obiad do miasteczka. Gospodarz - zero angielskiego, a my jedno wspomniane wcześniej słówko po włosku. Przekazał nam jednak na migi komunikat w stylu „śpijcie tu ile chcecie”:) Chcielibyśmy spać tam parę lat, ale druga noc w jednym miejscu musiała wystarczyć. Wykorzystując fakt, że w ten dzień zamierzaliśmy zjechać tylko na obiad i zwiedzanie niżej położonego miasteczka zrobiliśmy pranie.
...sami wykąpaliśmy się pod szlaufem ogrodowym.
Po przyjeździe z miasteczka zdjęliśmy pranie i chillowaliśmy na ogrodzie z półsłodkim winem.
...wspólny posiłek z psem
i świeżutkie figi - prosto z drzewa gospodarza

dzień piąty (18.08)

Trasa Marina di Ravenna-Brisighella - (83 km)

Wstajemy po 2 godzinach…caldo! Leniwy spacer wzdłuż linii brzegowej po śniadanie. Na plaży jedzonko, pływanko i opalanko.
Godzina 18:00 - wyjazd do Florencji. Po drodze decydujemy się jednak na nocleg w położonym na wzgórzu gospodarstwie agroturystycznym - miasteczko Brisighella. Umęczony już upałem skuter zaparkowany pod drzewem granatu, a my do spania w namiocie ustawionym jak zwykle „oknem” w stronę wschodu słońca.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

dzień czwarty (17.08)

Trasa Portschach-Wenecja-Marina di Ravena - (439 km)

Pobudka 6:30 - wyjazd do Wenecji.
10:25 witamy Włochy (Via Friuli)
Wjazd do Wenecji o godzinie 14:40. CALDO! (z włoskiego znaczy „gorąco” – pierwsze słowo,którego się nauczyłem i którego używaliśmy na okrągło. Chęć zwiedzenia miasta, ale niekoniecznie 17.08 o godzinie 14:40 w taki upał. Szybkie zakupy w Auchanie i równie szybka zawijka w stronę Ravenny, a dokładnie to do miejsca Marina di Ravenna – jednego z ważniejszych kurortów wakacyjnych na wybrzeżu Romanie.
Przyjazd godz.20:30
Kolacja po całodziennej głodówce (sami nie wiemy czemu), na parkingu miedzy kamperami – że niby wtopimy się w tłum;)
Godzina 4:30 rano – przypinanie skutera do pobliskiej latarni, a my sami rozbijamy namiot na plaży. Kąpiel w morzu adriatyckim i zasłużony, choć jak się za 2 godziny okazuje niezbyt długi sen:)

dzień trzeci (16.08)

Trasa Gleisdorf-Portschach - (225 km)

Wyjazd godz.10:00, przejazd przez Słowenię (świetna droga!)

...i dojazd do miasteczka Portschach, położonego nad największym z karynckich jezior – Worthersee.
Oczywiście kąpiel w jeziorku, obiadek oraz rozbicie namiotu tuż przy jeziorze.

dzień drugi (15.08)

Trasa Baborów-Gleisdorf - (477 km)

Wyjazd z Baborowa o 5:56
- Wiedeń - postój na kanapkę
- małe przerwy na robienie zdjęć i rozprostowanie kości
Po drodze w miejscowości GLEISDORF złapał nas mały deszcz a ponieważ zbliżał się już wieczór zdecydowaliśmy się na szukanie noclegu. Po paru minutach wjechaliśmy na czyjąś posesję – opustoszały dworek składający się z kilku budynków, stadniny koni oraz stajni. Gospodarze bezproblemowo zgodzili się na rozłożenie przez nas namiotu jednak doszliśmy do wniosku, że nie jest zbyt dobrym pomysłem rozbijanie się na mokrej ziemi, tak więc nocleg urządziliśmy sobie w stodole;)Wstaliśmy wypoczęci i gotowi do dalszej jazdy mimo chodzących po nas (podczas snu) kotów oraz porannego rżenia koni!